Hipoteza rynku efektywnego (z angielskiego: EMH – Efficient Market Hyphotesis) to teoria francuskiego matematyka Louis’a Bachelier’ego zakładająca, że ceny aktywów finansowych (np. akcji na giełdzie) są odzwierciedleniem wszystkich dostępnych na ich temat informacji. W związku z czym w długim terminie nie jest możliwe, aby inwestor osiągnął ponadprzeciętną stopę zwrotu.
Na pierwszy rzut oka ma to sens – załóżmy na przykład, że prezes pewnej spółki przechodzi na emeryturę. Na miejsce „starego”, doświadczonego prezesa wchodzi „nowy”, nieznany przez inwestorów i niesprawdzony jeszcze następca. Informacja zostaje podana do obiegu publicznego i najprawdopodobniej sprawia, że ceny akcji spółki idą w dół, co spowodowane jest obawą inwestorów o brak umiejętności „nowego” prezesa.
Mamy więc teorię, która wydaje się być ugruntowana w rzeczywistości, ale sprawa nie jest taka prosta – autor teorii zakładał, że aby rynek można było nazwać efektywnym, musi on spełniać szereg reguł:
– na rynku działa nieskończona liczba uczestników, każdy z nich sam wycenia wartość akcji w celu maksymalizacji zysku
– działanie pojedynczego inwestora nie jest w stanie zmienić cen akcji
– komunikaty wpływające na wartość firm generowane są w sposób nieskorelowany
– informacje docierają natychmiast do wszystkich uczestników rynku
– informacja jest bezpłatna
– koszty transakcji nie istnieją
– wszyscy inwestorzy od razu wykorzystują otrzymane informacje
– każdy z inwestorów ma takie samo zdanie co do kierunku wpływu informacji na cenę danej akcji oraz oczekuje tej samej stopy zwrotu
– czas oczekiwania na zwrot inwestycji każdego z inwestorów jest jednakowy
– inwestorzy podejmują racjonalne decyzje na podstawie przedstawionych im informacji
Szybki przegląd powyższych kryteriów sprawi zapewne, że dojdziesz do wniosku, iż rynek efektywny jest jakimś utopijnym wymysłem. Już pierwszy z podanych warunków jest niemożliwy do spełnienia – na świecie jest przecież skończona ilość ludzi, a co za tym idzie skończona ilość uczestników rynków. W tym momencie należy przypomnieć, że powyższa teoria jest jedynie hipotezą. Mimo, że nie da się spełnić każdego z założeń teoretycznych nie oznacza to, że giełdy nie mogą dążyć do efektywności.
Wyłączając niektóre z kryteriów można by dojść do wniosku, że przykładowo New York Stock Exchange jest w pewnym stopniu rynkiem efektywnym. Działa na nim przecież masa inwestorów, a informacje o spółkach na niej notowanych w dobie Internetu są dostępne niemalże wszystkim w kilka chwil. Czy ceny spółek na niej notowanych odzwierciedlają więc ich faktyczną wartość?
Niestety nie, pomijając już takie kwestie jak insider trading, czy ogromny wpływ jaki inwestorzy instytucjonalni mają na ceny akcji na rynkach giełdowych, ostatnim gwoździem do trumny hipotezy rynków efektywnych jest założenie racjonalnego zachowania inwestorów.
Historia uczy nas, że mimo to, że wolelibyśmy siebie widzieć jako opanowanych
i kalkulujących uczestników rynków, prawda jest taka, że jesteśmy jedynie ludźmi. W związku z tym popadamy w emocje i często ślepo podążamy za tłumem (efekt owczego pędu). Każda ze znanych z historii baniek spekulacyjnych powstała, ponieważ inwestorzy widząc stale idący „w górę” wykres giełdowy chcieli zarobić, ale niewielu z nich zadawało sobie pytanie „dlaczego tak się dzieje?”, ani „kiedy to się skończy?”.
Hipoteza nie ma więc zastosowania w rzeczywistości. Czy oznacza to, że nadaje się „na śmietnik”? Odpowiedź brzmi nie – postawiła ona bowiem trafne pytanie: „dlaczego rynki nie są efektywne?”. W celu uzyskania odpowiedzi powstała nowa dziedzina finansów nazywana finansami behawioralnymi. Największym wrogiem inwestora na jakimkolwiek rynku są jego własne emocje i psychika. Jeśli nauczymy się nad nimi panować, da nam to ogromną przewagę.
